Punta Arenas - czyli o tym, jak żyje się na prawdziwym końcu świata - Stylowe Podróże | Luxury Travel Style Blog
Ameryka Południowa

Punta Arenas – czyli o tym, jak żyje się na prawdziwym końcu świata

27 lutego 2018

Kto z Was pamięta popularny ponad dwie dekady temu serial „Przystanek Alaska”? Pomimo, że nie było w nim ani wybuchów, ani seksownych blondynek, ani szybkich samochodów czy gangsterskich porachunków, to przed ekranami telewizorów regularnie gromadziło się całkiem spore grono telewidzów. Na czym polegał urok miasteczka i jego mieszkańców? Co sprawiało, że serial zdobył serca widzów na całym świecie i pamiętamy o nim po dziś dzień? Chyba zaczynam się domyślać.

Niedługi czas temu było mi dane odwiedzić miejsce, które można w pewnym stopniu porównać do wspomnianego „Przystanku Alaska”. To Punta Arenas w południowym Chile – położone nad Cieśniną Magellana. Turyści przybywają tu zazwyczaj z dwóch powodów. Jedni z nich – w tym ja! – chcą odwiedzić pobliską Wyspę Magdalenę, a pozostali odlatują lub wypływają stąd na Antarktydę. Punta Arenas to niewielkie miasteczko, które warto zobaczyć przynajmniej jeden raz w życiu. Dlaczego? O tym już za chwilę.

Wyspa Magdalena to znane na całym świecie miejsce, w którym w naturalnym otoczeniu żyją dziesiątki tysięcy pingwinów. Nie boją się przybywających tu turystów, którzy za punkt honoru stawiają sobie zrobienie selfie z najbardziej eleganckim ptakiem świata. Na wyspę z Punta Arenas wypływają codziennie niewielkie promy, które pokonują 40 kilometrowy odcinek w niecałą godzinę. Jest jednak pewien warunek – pogoda musi ku temu sprzyjać, a z tym bywa bardzo różnie. Ja niestety miałam pecha. Z wielkim żalem musiałam opuścić „chilijski przystanek Alaska”, nie obejrzywszy ani pół pingwina 😉 Jedynym wyjątkiem był zakurzony, kilkunastoletni wypchany egzemplarz, który przykuwał uwagę osób, przechodzących obok witryny lokalnego biura podróży.

Nie żałuję jednak ani minuty spędzonej w Punta Arenas. Miasteczko jest na swój sposób wyjątkowe. Celowo użyłam określenia na swój sposób. Nie znajdziecie tu wielu kawiarni, restauracji czy pubów. Nie spotkacie sławnych osób, nie odwiedzicie eleganckich sklepów i luksusowych samochodów. Nawet baza noclegowa – poza jednym wyjątkiem czyli Hotelem Dreams del Estrecho –  to hotele proste i zupełnie zwyczajne, jakich wiele w innych częściach świata. Punta Arenas jest zupełnym przeciwieństwem typowych turystycznych destynacji, ale warto się do niego wybrać, gdyż…

7 powodów, dla których warto odwiedzić Punta Arenas

 

#1 To prawdziwy koniec świata

Punta Arenas jest ostatnim najbardziej położonym na południe miastem na świecie. Często wspomina się myśląc o tej kategorii także o miejscowości Ushuaia, ale ona tak naprawdę leży już na wyspie, kiedy Punta Arenas nadal na stałym lądzie.

#2 Życie płynie tu znacznie wolniej niż można to sobie wyobrazić

Mieszkańcy Punta Arenas nigdzie się nie spieszą. Mają czas na kawę – lub raczej yerbę – oraz pielęgnowanie relacji towarzyskich i rodzinnych. Nie dbają o rzeczy materialne, nie interesują się przelotnymi modami i sprawami „reszty świata”. Ich codzienne życie dla jednych wyda się nudne, a dla innych sielankowe. Kwestia punktu widzenia.

Wydaje mi się, że także zainteresuje Cię tekst Kuchnia chilijska – #TOP10 dań, jakie musisz spróbować

#3 Miasteczko i plaża wyglądają jak opuszczone

Cisza i spokój – to pierwsze wrażenie, jakie odnosimy po przybyciu do Punta Arenas. Drugie wrażenie przywołuje na myśl kadry niczym z horroru. Miasto wydaje się być wyludnione i tylko co jakiś czas natrafiamy na jego mieszkańców. Wokół nas kręci się za to sporo bezpańskich psów, co jak się okazuje jest typowe dla całego Chile. Wbrew pozorom zwierzęta nie są ani głodne, ani nieszczęśliwe – wszystko chyba za sprawą mięsnej diety chilijczyków, która nie pozwala, aby również psy chodziły nie najedzone.

#4 Wiatr urywa głowy

Nie ważne czy to środek lata i czy zimy, wiatr wieje tu nieprzerwanie! I nie jest to przyjemny chłodzący wiaterek, ale jego totalne przeciwieństwo. Czapka i kaptur to ta część garderoby, jaką szczególnie doceniamy będąc w Punta Arenas. Nie wiem jak Was, ale mnie od wiatru zawsze boli głowa. Tym razem niestety nie jest inaczej.

 

 

Dołącz do Klubu Stylowych Podróżników i otrzymuj unikalne wiadomości bezpośrednio na skrzynkę e-mail

Klub Stylowych Podróżników

Poczekaj sekundkę!

Dziękuję! Sprawdź teraz pocztę e-mail i potwierdź subskrypcję 🙂

 

#5 Tsunami to realne zagrożenie

Lekką niepewnością napawają nas liczne drogowskazy pokazujące, gdzie należy się udać w razie uderzenia fali tsunami. Rzeczywiście, ukształtowanie terenu i położenie miasta to łatwy cel dla fali, więc wyobraźnia zaczyna nam intensywnie pracować. Dzieje się tak już nie pierwszy raz – wyprawa na Phuket w Tajlandii była pod tym względem podobna. Na pewno oglądaliście film „Niemożliwe” z Naomi Watts i Ewan’em McGregorem, więc wiecie, co mam na myśli.

#6 Najlepszy Completo Italiano

Mieszkańcy Chile uwielbiają dania fast food i w Punta Arenas również się to potwierdza. Nie warto tu silić się na wizytę w restauracji z owocami morza, tylko od razu udać się do Lomito’s po najlepsze na świecie hot-dogi Completo Italiano, czyli z dodatkiem awokado. Więcej o kuchni chilijskiej pisałam tutaj – zerknijcie, a gwarantuję, że zrobicie się głodni.

#7 Pingwiny Magellana

Na pobliskiej wyspie Isla Magdalena czekają na nas tysiące ptaków we frakach. Pingwiny Magellana zamieszkują wyspę od zawsze. Obecnie ich kolonia liczy około 60 tysięcy par. Pingwiny Magellana są niewielkie – nie przekraczają 80 cm wzrostu w odróżnieniu od prawie dwukrotnie większych pingwinów cesarskich – jednak dzięki temu są wyjątkowo urocze i cudowne jest to, że można podziwiać, jak żyją w swoim naturalnym środowisku. Bardzo żałuję, że nie mogłam zobaczyć ich na własne oczy 🙁

#8 Zabytki Punta Arenas

Chcąc być w stu procentach szczerą, to uważam, że w Punta Arenas naprawdę nie ma niczego, co mogłoby stanowić konkurencję dla innych miast Ameryki Południowej. Przewodniki wspominają o zabytkowym cmentarzu, który w porównaniu do Recoleta w Buenos Aires jest niepozorny. Przeczytacie także, że należy zobaczyć kilka muzeów, pałac Sary Braun oraz plac Plaza de Armas. Jeśli macie czas, to oczywiście warto go w ten sposób wypełnić, ale w przeciwnym wypadku nie ma czego żałować. Punta Arenas to przede wszystkim malownicze krajobrazy, które warto zobaczyć wyjeżdżając poza centrum miasta. Fin del mundo (hiszp. koniec świata) odrobinę przypomina mi Szkocję, nawet tym, że wypasane są tu owce merynosy. Z pewnością wiecie, iż z ich wełny powstają najcieplejsze i jedne z najzdrowszych okryć na świecie, jak choćby te na zdjęciu…

Czy jeszcze kiedyś wrócę do Punta Arenas? Przypuszczam, że nie – chyba, że zapragnę wyprawy na Antarktydę. Szybko to raczej nie nastąpi, gdyż Antarktydę mam obecnie za oknem (dziś o poranku we Wrocławiu było -13°C) i za grosz mi się to nie podoba. A pingwiny…? Tak, pingwinów żałuję najbardziej. A może by tak popłynąć na Wyspę Magdalenę przy okazji odwiedzin w Patagonii – to chyba całkiem niezły pomysł 🙂

Ściskam Was stylowo,

Ania


ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

0 0 votes
Ocena artykułu
Subskrybuj!
Powiadom o
guest
0 komentarze
Inline Feedbacks
View all comments
0
Chcesz skomentować?x