Tego pana chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Fan wieprzowiny pod każdą postacią, amator dobrych trunków i zaskakujących połączeń smakowych – Anthony Bourdain. Amerykański szef kuchni od wielu lat przemierza świat poszukując świetnego jedzenia. Jest idolem moim i mojego męża, który mówi, że „ten to ma pracę idealną – lepszą niż w TopGear…”
Anthony Bourdain – mój kulinarny guru i smakowite żaby w Tajpej
Rzeczywiście coś w tym jest. Tony podróżuje, poznaje ciekawych ludzi, smakuje świat i przy okazji kręci jeden z najpopularniejszych telewizyjnych programów kulinarno-podróżniczych No reservation oraz Layover. Wyprawy Anthony’ego są dla mnie inspiracją podczas własnych podróży. Nigdy nie zapomnę smaku i zapachu słynnej wiśniowej nalewki Ginjinha, jaką piłam na placu Largo Sao Domingos w Lizbonie. Ale o tym więcej w innym wpisie, jaki znajdziecie tutaj.
Wróćmy jednak myślami na Tajwan. Będąc w Tajpej nie miałam zbyt wiele czasu na eksplorowanie miasta – był to mój kolejny City Break. Dlatego przede wszystkim chciałam poznać lokalną kuchnię, do czego skutecznie zachęcił mnie w jednym ze swoich programów Anthony Bourdain. Jako przykładny turysta zaliczyłam „obowiązkowy punkt wycieczki” po Tajpei czyli Mauzoleum Czang Kaj-Szeka i liczący 509,2 m wieżowiec Taipei 101.
Grobowiec byłego prezydenta Republiki Chińskiej zrobił na mnie duże wrażenie, a w szczególności olbrzymi teren parku, na jakim jest położony. Przebywający tam człowiek ma się zapewne poczuć jako mały, szary, nic nieznaczący trybik w maszynie.
Anthony Bourdain – mój kulinarny guru i smakowite żaby w Tajpej
Zupełnie przypadkiem miałam okazję obejrzeć zmianę warty na placu przed mauzoleum (filmik z tego wydarzenia możecie obejrzeć na naszym profilu na Facebooku). Natomiast rozczarował mnie budynek Taipei 101. Według mnie wcale nie powala na kolana, co więcej wieczorem dosyć szybko zostaje wyłączone jego oświetlenie, a wtedy cały czar znika już zupełnie. I to tyle chyba na tyle w kwestii architektonicznych atrakcji miasta. Obiekty turystyczne zostały zaliczone, więc już z czystym sumieniem mogłam się oddać jedynie rozkoszom podniebienia.
Mieszkańcy Tajpej zgodnie twierdzą, że na miejsce kolacji nie można wybrać niczego innego jak nocny targ Shilin. Jest on ulubionym punktem spotkań lokalnej społeczności, która nie tylko odwiedza zlokalizowane tam knajpki, ale również robi zakupy na straganach z odzieżą, obuwiem, telefonami, zabawkami itd. Będąc w kulinarnym sercu miasta postanowiłam zatem spróbować większości tajwańskich przysmaków. Królowały smażone w głębokim tłuszczu lub grillowane owoce morza, które jedzone są prosto z patyczka. Wyglądem przypominają znane nam szaszłyki, tylko są o wiele smaczniejsze.
Anthony Bourdain – mój kulinarny guru i smakowite żaby w Tajpej
Nie można przejść obojętnie obok straganów podających lokalne pierożki z mięsem, warzywami, owocami morza, z których po ugryzieniu wypływa odrobina bulionu.
Dim sumy to mój ulubiony przysmak, którym zawsze zajadam się w Azji. Pierożki zrobione są z cienkiego ciasta i jeszcze lepiej smakują zamoczone w sosie sojowym z dodatkiem świeżej trawy cytrynowej. Są wyborne, dlatego polecam je każdemu i przyznaję im 5 stylowych gwiazdek, bo skala nie pozwala na więcej 😉
Rozbawieni, ale nadal lekko głodni weszliśmy do niewielkiej knajpki na lokalną zupę, z jakiej słynie Tajwan, jeśli nie cała Azja 🙂 To bulion, trochę w stylu japońskiej ramen, jednakże w Tajpej zazwyczaj sam komponujesz dodatki (warzywa, tofu, gotowane jajka, pierożki, grzyby), które znajdą się w podanym wywarze z makaronem. Może być on pikantny, bardzo pikantny lub strasznie pikantny, a jadać się go powinno przy użyciu pałeczek i – naturalnie! – łyżki.
W oczekiwaniu na zamówienie, jak to zazwyczaj bywa chcieliśmy poprosić o coś do picia. Nie ma przecież nic lepszego niż chłodne piwo Tsing Tao.
Anthony Bourdain – mój kulinarny guru i smakowite żaby w Tajpej
I tu znowu niespodzianka! Okazało się, że piwo jest, ale w budce obok. Chwilową konsternację przerwał kelner, który dodał, że do jego lokalu można spokojnie wnosić własne napoje. Ciekawe czy taki zwyczaj sprawdziłby się w Polsce. Jak myślicie…? Na poniższym zdjęciu widać jak przyrządzane są zupy ramen – po prostu rozkosz dla oczu, a następnie kubków smakowych :)Zawsze podróżująca z nami moja 7-letnia córka – na co dzień fanka makaronu 😉 – o dziwo zapragnęła porcji mięsa.
Kiedy to ja zajadałam się grillowanymi kalmarami podanymi w papierowym rożku – niczym popcorn w kinie – natknęliśmy się na stoisko z pieczonym kurczakiem. Ku ogólnej radości, że dziecko w końcu zje coś bardziej wartościowego, finalizując zakup kurczaka, danie jednak wzbudziło nasze pewne wątpliwości. Okazało się, że na kiju tak pięknie serwowano okazałe żaby. Oczywiście moje dziecko ich nie tknęło, choć smakowały lepiej niż nie jeden kurczak serwowany w domu.
Odkrywanie nowych smaków w podróży to dla mnie nie tylko uczta dla zmysłów i rozkosz dla podniebienia, ale głównie fantastyczna przygoda. To mój sposób na udaną podróż, który Wam też gorąco polecam. To niesamowite, że smak potraw tak długo pozostawać może w pamięci – zupełnie jak zapachy z dzieciństwa.
Polecam Wam przywożenie lokalnych przypraw, jako formę pamiątki z wakacji, a listę składników, jakie warto kupić w danym kraju, znajdziecie tutaj.
– nocny targ Shilin
– Mauzoleum Czang Kaj-Szeka
– Tajpej 101
– kuchnia
Ściskaw Was stylowo,
Ania
P.S. A może napiszecie, jaką najdziwniejszą rzecz jedliście w życiu, myśląc, że to coś zupełnie innego. Czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze.
Właśnie się wybieram do Tajpei. Na pewno skorzystam z informacji 🙂