Jeśli Madryt do tej pory kojarzył Ci się z jedynie Pałacem Królewskim, Plaza Major, muzeum Prado czy stadionem Bernabeu, to znaczy, że nie trafiłeś w jedno magiczne miejsce. Uwielbiane przez mieszkańców, którzy zaglądają tu, kiedy tylko chcą umilić swój dzień, doceniony również przez turystów, pragnących ponadprzeciętnych doznań smakowych.
Mercado de San Miguel – miejsce, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia i do którego wracam zawsze będąc w Madrycie.
Madryt – światowa stolica kulinarnych rozkoszy
Ale zacznę od początku. Jestem podróżnikiem, który podczas swoich eskapad szuka nie tylko wrażeń wizualnych, ale także smakowych. Pisałam już kilka razy, o tym jak zdarzyło mi się wyruszać śladem kulinarnego guru Anthonego Bourdaina. Tym razem jednak było inaczej. O Mercado de San Miguel usłyszałam od znajomej, której córka studiuje w Madrycie.
Na samą wieść o świeżych ostrygach, jeżowcach i tapas z kawiorem, moje kubki smakowe oszalały. Nawet teraz, gdy to piszę, czuję, jak ślinianki dają o sobie znać. Też tak macie?
Historia Mercado de San Miguel sięga roku 1916, kiedy powstał według unikatowego projektu Alfonso Dube y Diez, przy placu San Miguel właśnie. Swoją świetność odzyskał ponownie w roku 2009, kiedy trafił w ręce prywatnego inwestora i został gruntownie odrestaurowany.
Żelazna konstrukcja nadaje temu miejscu niepowtarzalny styl i charakter. Sprawia, że na własnej skórze można poczuć atmosferę Madrytu sprzed ponad 100 lat.
Madryt – światowa stolica kulinarnych rozkoszy
Miałam jednak pisać o atrakcjach kulinarnych, zatem do rzeczy. Po pierwsze moje ulubione owoce morza – świeże, pachnące jeszcze wodą morską, pełne witalnych właściwości. Ostrygi – najlepsze afrodyzjaki! – skropione cytryną smakują, jakby specjalnie dla nas, dosłownie przed chwilą wyłowił je rybak. Do tego krewetki, jeżowce, kalmary, ośmiornice i wiele innych podwodnych skarbów.
Mercado de San Miguel to również obfitość hiszpańskiej jamon (długo suszonej szynki), sezonowych owoców i warzyw, a wśród nich niezliczonych rodzajów antipasti, czyli na przykład faszerowanych oliwek i papryczek. Należy jednak podkreślić, że madrycki targ gwarantujący perfekcyjne doznania smakowe jest przede wszystkim niesamowitą ucztą dla oka.
Dzięki lokalnym tapas, czyli przekąskom, jakim towarzyszyć musi koniecznie lampka wina, albo dwie, albo trzy… jest miejscem jedynym w swoim rodzaju.
Do przyrządzenia serwowanych na ciepło lub zimno tapas wykorzystywany jest chleb, bagietki lub krakersy jako baza, na której układane są rozmaite dodatki. Niemożliwe do opisania i będące rozkoszą dla podniebienia mini kanapki można jeść bez końca.
Tak Hiszpanie spędzają ciepłe wieczory – pijąc wino, dyskutując, śmiejąc się i delektując się tapas.
Madryt – światowa stolica kulinarnych rozkoszy
Podróże nie pozostają bez wpływu na życie codzienne. Moje ulubione tapas, serwowane koniecznie z ośmiornicą lub serem i kawiorem, weszły już na stałe do naszego domowego menu. Sprawdzają się doskonale podczas rodzinnych imprez, są oryginalne i łatwe do przyrządzenia i pięknie się prezentują. Żadne słowa tego nie opiszą, tapas trzeba po prostu spróbować.
Dla osób żądnych zupełnie nowych doznań kulinarnych polecam skosztować chipsów z uszu świni. Smakują wybornie, dzięki wyczuwalnej nutce smażonego bekonu.
Szkoda, że w kinach nie podaje się chipsów z uszu świni w miejsce tradycyjnego pop-cornu. Myślę, że byłyby prawdziwym hitem.
– Mercado San Miguel
– Gran Via
– Park Retiro
– Plaza Mayor
Natomiast łasuchom sugeruję sięgnąć po słodycze wyrabiane na bazie marcepanu, lody i churros – typowe dla tego regionu podłużne, smażone na oleju ciastka. Najlepiej smakują zanużane w gorącej czekoladzie. Chyba zrobiłam się głodna, więc biegnę do kuchni po małe co nieco…
Ściskam Was stylowo,
Ania
Jesteś już członkiem naszego Klubu?!
